Rzemiosło w regionie ma setki lat tradycji. Narodziło się pewnie w chwili, gdy ktoś zaczął lepić pierwsze garnki albo wykuwać miecze. Dziś podupada, a my, niejako na przekór, wspominamy czasy, gdy rosło w siłę.
Początki profesjonalnie zorganizowanego kujawskiego rzemiosła miały miejsce pod koniec XIX wieku. Wtedy to zaborca musiał godzić się na podnoszących głowę inowrocławian.
Kujawskie zakłady nie były przygotowane na eksplozję techniki. Część odczuwała już ekspansję machin parowych, które sprawiały, że przedmioty wcześniej wyrabiane pojedynczo ręcznie, teraz pojawiały się w wielkich ilościach.
Problemem polskich rzemieślników był też fakt, że dziedzina ta była zdominowana przez Niemców oraz Żydów. W 1893 roku wśród 40 piekarzy było tylko 3 Polaków oraz jeden cukiernik, Filip Niklewski.
Polacy gromadzili się wokół organizacji katolickich. Tam powstawały kasy zapomogowe, które wspierały chorych członków lub wypłacały zapomogi rodzinom zmarłych. Najpierw należeli do nich głównie szewcy, szybko dołączyli się stolarze. Chwile później zorganizował się Cech Zjednoczonych Malarzy i Pozłotników, działał Cech Kowali.
– Polacy niechętnie przystępowali do cechów. Odstraszały, niezbyt dobre w ich odczuciu, panujące tam stosunki międzyludzkie. Wielu drażniło używanie języka niemieckiego – ocenia regionalista Jacek Matuszewski, który zajmował się historią rzemiosła.
Nastawienie potwierdza to zamieszanie z wykonaniem przez złotnika Mieczysława Dutkiewicza biżuterii z napisami „Boże zbaw Polskę”. Został on zaskarżony do sądu za próbę zakłócenia porządku i wywołania nieprzyjaznych nastrojów. Dopiero później uznano, że napisy były przecież niewielkie i mało widoczne.
Na początku XX wieku proporcje w rzemiośle zaczęły się zmieniać na korzyść Polaków. W 1917 r. w Inowrocławiu działało 345 zakładów, w tym 206 polskich, 107 niemieckich i 32 żydowskie. Samo rzemiosło przeżywało jedna kryzys związany z I wojną światową. – Kryzys powodował brak dostatecznej ilości reglamentowanych surowców i materiałów pomocniczych, który doprowadził do upadłości wielu zakładów prywatnych. Inne wykorzystywały swoje zdolności produkcyjne zaledwie częściowo. Tylko niewielka liczba warsztatów kowalskich, krawieckich, kuśnierskich, siodlarskich i tapicerskich pracowała na potrzeby armii niemieckiej i dobrze prosperowała. Były to zresztą warsztaty głównie niemieckie – relacjonuje historyk, Rafał Łaszkiewicz.
Miastami naszego powiatu, w których funkcjonowało przed dwoma wiekami rzemiosło, były jeszcze Pakość i Gniewkowo. Kruszwica liczyła wtedy zaledwie kilkuset mieszkańców, a Janikowo było ledwie osadą. W 1816 r. w Pakości działało 40 szewców, 8 kołodziei, 6 kuśnierzy, 5 stolarzy, 2 bednarzy,3 tkaczy, 8 piwowarów, 4 krawców oraz po jednym mistrzu rzeźnickim i garncarzu. Układ zmienił się po powstaniu fabryk pod koniec XIX wieku. – Cukrownia zatrudniała 200 pracowników stałych i 300 sezonowych. Wielu robotników z Pakości otrzymało zatrudnienie w zakładach w Wapnie i Wojdalu, dokąd codziennie dojeżdżali. Stan ten spowodował, że w Pakości powstała klasa robotnicza, która stanowiła około 70 procent ludności – ocenia historyk, Tadeusz Kaliski.
W Pakości były trzy cechy. Jeden gromadził kowali, ślusarzy i blacharzy, a pozostałe szewców i kuśnierzy. Sporo było też rybaków, ale ci się nie zrzeszali. Z kolei w Gniewkowie 120 osób zatrudnionych było w rzemiośle. Jedną trzecią stanowili pracownicy branży spożywczej (młynarze, piekarze, rzeźnicy). Tamtejsze rzemiosło nastawione było na zaspokojenie potrzeb lokalnego rynku.
Po odzyskaniu niepodległości, rzemiosło zaczęło się szybko kształtować. Porządkowano kwestie organizacyjne, integrowano się na okolicznościowych imprezach w parku miejskim, gdzie dziś znajduje się teatr. – Jadła bywały kaloryczne. Nie gardzono tłustościami, podlewając wysokoprocentową wódką, stawiana w wykwintnych karafkach. Taniec nie był najmocniejszą stroną średniej warstwy. Chętniej przypatrywano się, jak inni wirują na parkiecie, a raczej na dobrze oszlifowanych deskach podłogowych. Po kilku głębszych czasami odwagi przybywało i ktoś ruszał w obertasa – opisuje Jacek Matuszewski.
Po stu latach od rozkwitu, kujawskie rzemiosło znacznie podupada. Częściową odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, znajdujemy na sklepowych półkach zalanych chińszczyzną. Głębsza analiza zajęłaby pewnie kilkutomowe opracowanie.
10 czerwca 1923 – Cech Piekarzy
17 czerwca 1923 – Cech Kowali
19 sierpnia 1923 – Cech Stolarzy
5 lipca 1924 – Cech Murarzy
13 lipca 1924 – Cech Kołodziejski
17 lipca 1927 – Cech Rzeźnicki
7 lipca 1929 – Cech Szewski
8 lutego 1931 – Cech Ślusarzy
Fotografia główna: Wnętrze zakładu stolarskiego sprzed blisko stu lat. Z lewej Szczepan Nowak, bardzo dobry stolarz oraz znakomity tenisista stołowy. 2. Zarząd koła związku rzemieślniczego z 1939 r. Na zdjęciu m.in. krawiec Stanisław Ośmiałowski, piekarz Ignacy Dorsz, kowal Marcin Karski oraz mistrzowie rzeźniccy Leon Benedykciński i, Franciszek Drogowski i Franciszek Benedykciński. 3. Zjazd rzemiosła polskiego w Inowrocławiu w 1935 roku. Widok na salę obrad. Dziś pewnie rzemieślnicy z całego powiatu nie wypełniliby takiej sali (fot. Archiwum NAC), 4. Co lepsze zakłady reklamowały się w lokalnej prasie. Zwracamy uwagę na możliwość kupna „barchanowych gaci”. „Dziennik Kujawski” z 13 lutego 1915 r.
Rzemiosło w regionie ma setki lat tradycji. Narodziło się pewnie w chwili, gdy ktoś zaczął lepić pierwsze garnki albo wykuwać miecze. Dziś podupada, a my, niejako na przekór, wspominamy czasy, gdy rosło w siłę.
Początki profesjonalnie zorganizowanego kujawskiego rzemiosła miały miejsce pod koniec XIX wieku. Wtedy to zaborca musiał godzić się na podnoszących głowę inowrocławian.
Kujawskie zakłady nie były przygotowane na eksplozję techniki. Część odczuwała już ekspansję machin parowych, które sprawiały, że przedmioty wcześniej wyrabiane pojedynczo ręcznie, teraz pojawiały się w wielkich ilościach.
Problemem polskich rzemieślników był też fakt, że dziedzina ta była zdominowana przez Niemców oraz Żydów. W 1893 roku wśród 40 piekarzy było tylko 3 Polaków oraz jeden cukiernik, Filip Niklewski.
Polacy gromadzili się wokół organizacji katolickich. Tam powstawały kasy zapomogowe, które wspierały chorych członków lub wypłacały zapomogi rodzinom zmarłych. Najpierw należeli do nich głównie szewcy, szybko dołączyli się stolarze. Chwile później zorganizował się Cech Zjednoczonych Malarzy i Pozłotników, działał Cech Kowali.
– Polacy niechętnie przystępowali do cechów. Odstraszały, niezbyt dobre w ich odczuciu, panujące tam stosunki międzyludzkie. Wielu drażniło używanie języka niemieckiego – ocenia regionalista Jacek Matuszewski, który zajmował się historią rzemiosła.
Nastawienie potwierdza to zamieszanie z wykonaniem przez złotnika Mieczysława Dutkiewicza biżuterii z napisami „Boże zbaw Polskę”. Został on zaskarżony do sądu za próbę zakłócenia porządku i wywołania nieprzyjaznych nastrojów. Dopiero później uznano, że napisy były przecież niewielkie i mało widoczne.
Na początku XX wieku proporcje w rzemiośle zaczęły się zmieniać na korzyść Polaków. W 1917 r. w Inowrocławiu działało 345 zakładów, w tym 206 polskich, 107 niemieckich i 32 żydowskie. Samo rzemiosło przeżywało jedna kryzys związany z I wojną światową. – Kryzys powodował brak dostatecznej ilości reglamentowanych surowców i materiałów pomocniczych, który doprowadził do upadłości wielu zakładów prywatnych. Inne wykorzystywały swoje zdolności produkcyjne zaledwie częściowo. Tylko niewielka liczba warsztatów kowalskich, krawieckich, kuśnierskich, siodlarskich i tapicerskich pracowała na potrzeby armii niemieckiej i dobrze prosperowała. Były to zresztą warsztaty głównie niemieckie – relacjonuje historyk, Rafał Łaszkiewicz.
Miastami naszego powiatu, w których funkcjonowało przed dwoma wiekami rzemiosło, były jeszcze Pakość i Gniewkowo. Kruszwica liczyła wtedy zaledwie kilkuset mieszkańców, a Janikowo było ledwie osadą. W 1816 r. w Pakości działało 40 szewców, 8 kołodziei, 6 kuśnierzy, 5 stolarzy, 2 bednarzy,3 tkaczy, 8 piwowarów, 4 krawców oraz po jednym mistrzu rzeźnickim i garncarzu. Układ zmienił się po powstaniu fabryk pod koniec XIX wieku. – Cukrownia zatrudniała 200 pracowników stałych i 300 sezonowych. Wielu robotników z Pakości otrzymało zatrudnienie w zakładach w Wapnie i Wojdalu, dokąd codziennie dojeżdżali. Stan ten spowodował, że w Pakości powstała klasa robotnicza, która stanowiła około 70 procent ludności – ocenia historyk, Tadeusz Kaliski.
W Pakości były trzy cechy. Jeden gromadził kowali, ślusarzy i blacharzy, a pozostałe szewców i kuśnierzy. Sporo było też rybaków, ale ci się nie zrzeszali. Z kolei w Gniewkowie 120 osób zatrudnionych było w rzemiośle. Jedną trzecią stanowili pracownicy branży spożywczej (młynarze, piekarze, rzeźnicy). Tamtejsze rzemiosło nastawione było na zaspokojenie potrzeb lokalnego rynku.
Po odzyskaniu niepodległości, rzemiosło zaczęło się szybko kształtować. Porządkowano kwestie organizacyjne, integrowano się na okolicznościowych imprezach w parku miejskim, gdzie dziś znajduje się teatr. – Jadła bywały kaloryczne. Nie gardzono tłustościami, podlewając wysokoprocentową wódką, stawiana w wykwintnych karafkach. Taniec nie był najmocniejszą stroną średniej warstwy. Chętniej przypatrywano się, jak inni wirują na parkiecie, a raczej na dobrze oszlifowanych deskach podłogowych. Po kilku głębszych czasami odwagi przybywało i ktoś ruszał w obertasa – opisuje Jacek Matuszewski.
Po stu latach od rozkwitu, kujawskie rzemiosło znacznie podupada. Częściową odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, znajdujemy na sklepowych półkach zalanych chińszczyzną. Głębsza analiza zajęłaby pewnie kilkutomowe opracowanie.
10 czerwca 1923 – Cech Piekarzy
17 czerwca 1923 – Cech Kowali
19 sierpnia 1923 – Cech Stolarzy
5 lipca 1924 – Cech Murarzy
13 lipca 1924 – Cech Kołodziejski
17 lipca 1927 – Cech Rzeźnicki
7 lipca 1929 – Cech Szewski
8 lutego 1931 – Cech Ślusarzy
Fotografia główna: Wnętrze zakładu stolarskiego sprzed blisko stu lat. Z lewej Szczepan Nowak, bardzo dobry stolarz oraz znakomity tenisista stołowy. 2. Zarząd koła związku rzemieślniczego z 1939 r. Na zdjęciu m.in. krawiec Stanisław Ośmiałowski, piekarz Ignacy Dorsz, kowal Marcin Karski oraz mistrzowie rzeźniccy Leon Benedykciński i, Franciszek Drogowski i Franciszek Benedykciński. 3. Zjazd rzemiosła polskiego w Inowrocławiu w 1935 roku. Widok na salę obrad. Dziś pewnie rzemieślnicy z całego powiatu nie wypełniliby takiej sali (fot. Archiwum NAC), 4. Co lepsze zakłady reklamowały się w lokalnej prasie. Zwracamy uwagę na możliwość kupna „barchanowych gaci”. „Dziennik Kujawski” z 13 lutego 1915 r.