Jedne z długą brodą, drugie szczere do bólu, jeszcze inne – kompletnie niestosowne. Takie dowcipy opowiadano sobie w dwudziestoleciu międzywojennym!
„Bo to uznała sama medycyna, że wesołość jest zdrowsza, niżeli chinina” – tym cytatem z Karpińskiego opatrzył swój monumentalny zbiór autor „Księgi dowcipu i humoru zawierającej przeszło 6.000 dowcipów, anegdot wierszem i prozą w VII rozdziałach” wydanej w 1932 roku w Cieszynie. Nie od dziś wiadomo, że śmiech to zdrowie. Z drugiej strony, czytając niektóre zebrane w tym tomie przez niejakiego S. S. żarty, można się zastanawiać, czy kiedykolwiek kogoś bawiły… Przekonajcie się, z czego śmiali się w dwudziestoleciu międzywojennym nasi prapradziadkowie.
Z samych siebie się śmiejecie
Część przywołanych w „Księdze dowcipu i humoru…” żartów nawet z perspektywy stu lat pozostała zabawna – i szokująco aktualna! Trzeba przy tym przyznać, że naszym przodkom nie brakowało dystansu do siebie. (Zachowano oryginalną pisownię wszystkich dowcipów cytowanych w artykule).
Rupieć dyktując list do swego dłużnika: kto mi winien tysiąc marek? pan. Kto ich nie chce oddać? pan. Kto więc jest łajdakiem? — No! teraz daj list, niech się podpiszę.
***
Syn rzeźnika przyglądając się robieniu kiełbasy rzekł: teraz już wiem, dlaczego kiełbasa ma skórę. — Ojciec: no! dlaczego? — Syn: żeby kupujący nie mógł widzieć, co się w środku znajduje.
***
Pewien redaktor kupił raz tłuczonego cukru, ale w nim znalazł przymieszany piasek. Taki artykuł napisał .w swej gazecie; „u jednego z naszych kupców wziąłem 4 kilo cukru, w którym było sporo piasku. Jeżeli do trzech dni nie dostanę od tego kupca 4 kilo dobrego cukru, to nazwisko jego wydrukuję”. — W ciągu doby otrzymał od siedmiu kupców po 4 kilo najlepszego cukru — widać poczuwali się do winy.
Antysemityzm „na wesoło”
Niechęć do Żydów w II Rzeczpospolitej znalazła swoje odzwierciedlenie również w ówczesnych żartach. Autor „Księgi dowcipu i humoru…” antysemickim kawałom poświęca cały rozdział! Oto kilka z nich:
Rekruta żyda podczas nauki jazdy na koniu koń ciągle zrzucał. Wtedy rekrut mówi do swego sierżanta: p. komendancie! proszę o innego konia, bo ten jest srogi antysemita.
***
Rzecz dzieje się nad morzem. Bankier Gold zwraca się do stróża ratowniczego: panie! mój wspólnik Silberman dał nurka i jeszcze nie wypłynął. Jestem niespokojny. — Strażnik: a kiedy to się stało? —Przed dwoma godzinami.
***
Po dłuższym pobycie w Stanach Zjednoczonych żyd Cipser chciał przyjąć obywatelstwo amerykańskie. Ale ustawa wymaga, żeby przedtem zdać mały egzamin z dziejów Ameryki. Egzaminator pyta go, jakie miasto jest stolicą Stanów? — Waszyngton. — Dobrze; a kto u nas jest głową państwa? — Prezydent. — A pan mógłby zostać prezydentem? –Nie. – Dlaczego? przecie jako obywatel Stanów miałby pan prawo. — Tak, ale ktoby mój sklep prowadził?
Kolejną wyśmiewaną grupą, której według S. S. należał się osobny rozdział w „Księdze”, byli żebracy, nazywani wówczas dziadami (proszalnymi). Cóż, biednemu zawsze wiatr w oczy…
Pan dając raz jałmużnę głuchoniememu, zapytał go nagle: odkąd dziadku jesteś niemy? — od siedmiu lat, odrzekł dziad, który dobrze słyszał i mówił.
***
Dziad do drugiego: ten bogacz dał mi tylko dwa centy. — Drugi: a to sknera! bodaj go Bóg skarał. — Pierwszy: już go skarał, bom mu ukradł zegarek.
***
Dziad przyszedł raz do wsi i chodząc po domach mówił: albo mi dajcie dobre wsparcie, albo wam zrobię to, com zrobił tamtej wsi. — Ludzie bojąc się czarów lub podpalenia, obdarzali go hojnie, wreszcie jeden go zapytał: a cóżeś dziadku zrobił tamtej wsi? — A on: opuściłem ją.
Humor z nagrobków
Podczas gdy w latach 90. XX wieku furorę robiły zabawne pomyłki i błędy znajdowane przez nauczycieli w wypracowaniach i zeszytach uczniów, 70 lat wcześniej ludzie naśmiewali się z… napisów na nagrobkach. Acz zapewne w jednym, jak i drugim przypadku przynajmniej niektóre żarty powstały (i pozostały) wyłącznie w głowie ich twórców. Sami się przekonajcie:
Napis na nagrobku kłótnicy: Tu leży Kunegunda Kłócicielska z domu, Miała czterech małżonków zacnych jak potrzeba; Ale ci tak się zlękli jej wdzięków ogromu, Że jeszcze za jej życia uciekli do nieba.
***
Napis na nagrobku skąpej dewotki: Tu leży Anna z Wydrwigroszów domu, Co nic za życia nie dała nikomu; Po śmierci djabłu duszę, Bernardynom ciało, I tych kilka tysięcy, co po niej zostało.
***
Napis na nagrobek fabrykantowi: Tu leży człowiek możny i hardy; Był fabrykantem dobrej musztardy. Raz przez pomyłkę trochę skosztował, I już ;nie pomógł żaden konował; Bo chyba każdy mądry człek przyzna, Że nie pomaga zdrowiu trucizna.
***
Nagrobek bogatemu sknerze: Umiał zebrać majątek, co mu się też chwali, Jak go wydać przyjemnie, nie wiedział już dalej. Niech to zgoła nie wpływa na twój odpoczynek; Jak przepuścić pieniądze, dobrze wie twój synek.
Dowcipy z długą historią
Szkoły w dwudziestoleciu międzywojennym szczyciły się wysokim poziomem nauczania. Każdy ich absolwent mógł się pochwalić, że „liznął” nieco historii (zarówno rodzinnej, jak i światowej) czy filozofii. Trudno się więc dziwić, iż bohaterami żartów zostawały również… postaci historyczne. A że nie mogły się bronić, to na równi „obrywało się” królom, cesarzom, pisarzom i uczonym.
Raz głupi Ateńczyk uderzył Sokratesa w twarz. Mędrzec zniósł to spokojnie, a gdy go oburzeni przyjaciele namawiali, żeby grubijanina zaskarżył do sądu, odrzekł: gdyby mnie osieł kopnął, czy mam go skarżyć do sądu?
***
Raz odwiedzał cesarz Józef II. więzienie. Każdy więzień na zapytanie cesarza zaręczał, że niewinnie siedzi; tylko jeden wyznał,, że zasłużył na karę za swój występek. — Tak? — zawołał cesarz co ty tu łotrze robisz między tak cnotliwymi ludźmi? zaraz mi się stąd wynoś! — I kazał go wypuścić.
***
Po ucieczce Napoleona z Elby tak francuskie dzienniki o nim pisały. „Ludożerca umknął z Elby i widziano go tu i ówdzie, ale nie umknie naszym wojskom”. „Tyran jest już w Lugdunie”. „Bonaparte zbliża sie szybko do stolicy”. „Napoleon będzie jutro w Paryżu”. „Wczoraj wieczorem wjechał ukochany nasz cesarz do Tuilerjów wśród nieopisanego zapału całego narodu”.
***
O rozpustnym cesarzu Zygmuncie Luksemburczyku i również rozpustnej drugiej jego żonie Barbarze Cyllejskiej mówiono: „on radby wszystkie niewiasty posiąść, tylko nie swą żonę; ona zaś radaby posiąść wszystkich urodziwych mężczyzn, a męża przedewszystkiem”. — On był słynny z urody, a ona z brzydoty.
***
W Szwajcarji zakazano raz dwóch książek Woltera: jednej pod tytułem „Rozum”, a drugiej „Dziewica Orleańska”. Urzędnik po odbyciu rewizji tak napisał do senatu: odbyłem w naszym kantonie rewizją, ale ani Rozumu, ani Dziewicy nie znalazłem.
Czytaj też: Czy Lenin był grzybem? Pięć absurdalnych medialnych doniesień, które mogły zmienić świat…
(Nie)śmiertelne żarty z teściowych
Niektóre tematy dowcipów się starzeją. Inne są nieśmiertelne. Tak właśnie jest z teściowymi, z których nabijali się już starożytni Grecy i Rzymianie. Matek swoich żon nie oszczędzali również nasi prapradziadkowie sto lat temu…
Pewien urzędnik miał bardzo złą teściową. Gdy wreszcie umarła, odetchnął i w dzień jej pogrzebu udał się do biura. Naczelnik ujrzawszy go rzekł: to pan nie poszedł na pogrzeb teściowej? – A on: p. naczelniku! najpierw obowiązek, a potem — p r z y j e m n o ś ć.
***
A: moja teściowa straciła w Karlsbadzie 30 kilo. — B: moja waży 150 kilo. Namówię ją żeby tam pojechała pięć razy, to je straci.
***
A: ponoś twoja teściowa jest niebezpiecznie chora? — B: chora, ale niebezpieczną jest tylko wtedy, gdy zdrowa.
Żarty, żartami, ale w niektórych z nich odbijała się niedola ówczesnych Polaków. Większość z nich stanowili bowiem nie wykształceni mieszczanie, ale żyjący na granicy przetrwania chłopi. Nawet po zniesieniu pańszczyzny ich los był nie do pozazdroszczenia. W międzywojennej Polsce cierpieli nędzę, głodowali, chorowali i tracili dzieci z powodu braku dostępu do lekarzy. Oto kilka dowcipów, które z brutalną szczerością pokazują ich egzystencję:
Pan do chłopa: jak wielką macie familię? — A ten: mam dwa wieprzki, pięć kur, kozę, żonę i dwoje dziecek.
***
Pewien dziedzic zauważył, że jeden młody wieśniak bardzo jest do niego podobny. Raz go zapytał, czy jego matka często chodziła do dworu? — A on: matka nie, ale mój ojciec często tam chodził na robotę.
***
Dziecko poparzyło się wrzącą wodą i zmarło. Oglądacz w kartce pośmiertnej taką przyczyną śmierci zapisał: gorąca choroba wodna.
Ale żeby nie kończyć tak ponuro, na zwieńczenie tekstu jeden żart „archeologiczny”: „Dozorca w muzeum starożytności do obecnych: Ten kamień ma 70.003 lat. — Jeden z panów: skąd pan wiesz, że ma tyle? — Bo przed trzema laty pewien uczony orzekł, że ma 70.000 lat, a więc teraz 70.003 lat”.
Źródło:
Tekst powstał w oparciu o publikację „Księga dowcipu i humoru zawierająca przeszło 6.000 dowcipów, anegdot wierszem i prozą w XVII rozdziałach. T. 2 / zebrał S. S. [krypt.].”, 1932.
„Bo to uznała sama medycyna, że wesołość jest zdrowsza, niżeli chinina” – tym cytatem z Karpińskiego opatrzył swój monumentalny zbiór autor „Księgi dowcipu i humoru zawierającej przeszło 6.000 dowcipów, anegdot wierszem i prozą w VII rozdziałach” wydanej w 1932 roku w Cieszynie. Nie od dziś wiadomo, że śmiech to zdrowie. Z drugiej strony, czytając niektóre zebrane w tym tomie przez niejakiego S. S. żarty, można się zastanawiać, czy kiedykolwiek kogoś bawiły… Przekonajcie się, z czego śmiali się w dwudziestoleciu międzywojennym nasi prapradziadkowie.
Z samych siebie się śmiejecie
Część przywołanych w „Księdze dowcipu i humoru…” żartów nawet z perspektywy stu lat pozostała zabawna – i szokująco aktualna! Trzeba przy tym przyznać, że naszym przodkom nie brakowało dystansu do siebie. (Zachowano oryginalną pisownię wszystkich dowcipów cytowanych w artykule).
Rupieć dyktując list do swego dłużnika: kto mi winien tysiąc marek? pan. Kto ich nie chce oddać? pan. Kto więc jest łajdakiem? — No! teraz daj list, niech się podpiszę.
***
Syn rzeźnika przyglądając się robieniu kiełbasy rzekł: teraz już wiem, dlaczego kiełbasa ma skórę. — Ojciec: no! dlaczego? — Syn: żeby kupujący nie mógł widzieć, co się w środku znajduje.
***
Pewien redaktor kupił raz tłuczonego cukru, ale w nim znalazł przymieszany piasek. Taki artykuł napisał .w swej gazecie; „u jednego z naszych kupców wziąłem 4 kilo cukru, w którym było sporo piasku. Jeżeli do trzech dni nie dostanę od tego kupca 4 kilo dobrego cukru, to nazwisko jego wydrukuję”. — W ciągu doby otrzymał od siedmiu kupców po 4 kilo najlepszego cukru — widać poczuwali się do winy.
Antysemityzm „na wesoło”
Niechęć do Żydów w II Rzeczpospolitej znalazła swoje odzwierciedlenie również w ówczesnych żartach. Autor „Księgi dowcipu i humoru…” antysemickim kawałom poświęca cały rozdział! Oto kilka z nich:
Rekruta żyda podczas nauki jazdy na koniu koń ciągle zrzucał. Wtedy rekrut mówi do swego sierżanta: p. komendancie! proszę o innego konia, bo ten jest srogi antysemita.
***
Rzecz dzieje się nad morzem. Bankier Gold zwraca się do stróża ratowniczego: panie! mój wspólnik Silberman dał nurka i jeszcze nie wypłynął. Jestem niespokojny. — Strażnik: a kiedy to się stało? —Przed dwoma godzinami.
***
Po dłuższym pobycie w Stanach Zjednoczonych żyd Cipser chciał przyjąć obywatelstwo amerykańskie. Ale ustawa wymaga, żeby przedtem zdać mały egzamin z dziejów Ameryki. Egzaminator pyta go, jakie miasto jest stolicą Stanów? — Waszyngton. — Dobrze; a kto u nas jest głową państwa? — Prezydent. — A pan mógłby zostać prezydentem? –Nie. – Dlaczego? przecie jako obywatel Stanów miałby pan prawo. — Tak, ale ktoby mój sklep prowadził?
Kolejną wyśmiewaną grupą, której według S. S. należał się osobny rozdział w „Księdze”, byli żebracy, nazywani wówczas dziadami (proszalnymi). Cóż, biednemu zawsze wiatr w oczy…
Pan dając raz jałmużnę głuchoniememu, zapytał go nagle: odkąd dziadku jesteś niemy? — od siedmiu lat, odrzekł dziad, który dobrze słyszał i mówił.
***
Dziad do drugiego: ten bogacz dał mi tylko dwa centy. — Drugi: a to sknera! bodaj go Bóg skarał. — Pierwszy: już go skarał, bom mu ukradł zegarek.
***
Dziad przyszedł raz do wsi i chodząc po domach mówił: albo mi dajcie dobre wsparcie, albo wam zrobię to, com zrobił tamtej wsi. — Ludzie bojąc się czarów lub podpalenia, obdarzali go hojnie, wreszcie jeden go zapytał: a cóżeś dziadku zrobił tamtej wsi? — A on: opuściłem ją.
Humor z nagrobków
Podczas gdy w latach 90. XX wieku furorę robiły zabawne pomyłki i błędy znajdowane przez nauczycieli w wypracowaniach i zeszytach uczniów, 70 lat wcześniej ludzie naśmiewali się z… napisów na nagrobkach. Acz zapewne w jednym, jak i drugim przypadku przynajmniej niektóre żarty powstały (i pozostały) wyłącznie w głowie ich twórców. Sami się przekonajcie:
Napis na nagrobku kłótnicy: Tu leży Kunegunda Kłócicielska z domu, Miała czterech małżonków zacnych jak potrzeba; Ale ci tak się zlękli jej wdzięków ogromu, Że jeszcze za jej życia uciekli do nieba.
***
Napis na nagrobku skąpej dewotki: Tu leży Anna z Wydrwigroszów domu, Co nic za życia nie dała nikomu; Po śmierci djabłu duszę, Bernardynom ciało, I tych kilka tysięcy, co po niej zostało.
***
Napis na nagrobek fabrykantowi: Tu leży człowiek możny i hardy; Był fabrykantem dobrej musztardy. Raz przez pomyłkę trochę skosztował, I już ;nie pomógł żaden konował; Bo chyba każdy mądry człek przyzna, Że nie pomaga zdrowiu trucizna.
***
Nagrobek bogatemu sknerze: Umiał zebrać majątek, co mu się też chwali, Jak go wydać przyjemnie, nie wiedział już dalej. Niech to zgoła nie wpływa na twój odpoczynek; Jak przepuścić pieniądze, dobrze wie twój synek.
Dowcipy z długą historią
Szkoły w dwudziestoleciu międzywojennym szczyciły się wysokim poziomem nauczania. Każdy ich absolwent mógł się pochwalić, że „liznął” nieco historii (zarówno rodzinnej, jak i światowej) czy filozofii. Trudno się więc dziwić, iż bohaterami żartów zostawały również… postaci historyczne. A że nie mogły się bronić, to na równi „obrywało się” królom, cesarzom, pisarzom i uczonym.
Raz głupi Ateńczyk uderzył Sokratesa w twarz. Mędrzec zniósł to spokojnie, a gdy go oburzeni przyjaciele namawiali, żeby grubijanina zaskarżył do sądu, odrzekł: gdyby mnie osieł kopnął, czy mam go skarżyć do sądu?
***
Raz odwiedzał cesarz Józef II. więzienie. Każdy więzień na zapytanie cesarza zaręczał, że niewinnie siedzi; tylko jeden wyznał,, że zasłużył na karę za swój występek. — Tak? — zawołał cesarz co ty tu łotrze robisz między tak cnotliwymi ludźmi? zaraz mi się stąd wynoś! — I kazał go wypuścić.
***
Po ucieczce Napoleona z Elby tak francuskie dzienniki o nim pisały. „Ludożerca umknął z Elby i widziano go tu i ówdzie, ale nie umknie naszym wojskom”. „Tyran jest już w Lugdunie”. „Bonaparte zbliża sie szybko do stolicy”. „Napoleon będzie jutro w Paryżu”. „Wczoraj wieczorem wjechał ukochany nasz cesarz do Tuilerjów wśród nieopisanego zapału całego narodu”.
***
O rozpustnym cesarzu Zygmuncie Luksemburczyku i również rozpustnej drugiej jego żonie Barbarze Cyllejskiej mówiono: „on radby wszystkie niewiasty posiąść, tylko nie swą żonę; ona zaś radaby posiąść wszystkich urodziwych mężczyzn, a męża przedewszystkiem”. — On był słynny z urody, a ona z brzydoty.
***
W Szwajcarji zakazano raz dwóch książek Woltera: jednej pod tytułem „Rozum”, a drugiej „Dziewica Orleańska”. Urzędnik po odbyciu rewizji tak napisał do senatu: odbyłem w naszym kantonie rewizją, ale ani Rozumu, ani Dziewicy nie znalazłem.
Czytaj też: Czy Lenin był grzybem? Pięć absurdalnych medialnych doniesień, które mogły zmienić świat…
(Nie)śmiertelne żarty z teściowych
Niektóre tematy dowcipów się starzeją. Inne są nieśmiertelne. Tak właśnie jest z teściowymi, z których nabijali się już starożytni Grecy i Rzymianie. Matek swoich żon nie oszczędzali również nasi prapradziadkowie sto lat temu…
Pewien urzędnik miał bardzo złą teściową. Gdy wreszcie umarła, odetchnął i w dzień jej pogrzebu udał się do biura. Naczelnik ujrzawszy go rzekł: to pan nie poszedł na pogrzeb teściowej? – A on: p. naczelniku! najpierw obowiązek, a potem — p r z y j e m n o ś ć.
***
A: moja teściowa straciła w Karlsbadzie 30 kilo. — B: moja waży 150 kilo. Namówię ją żeby tam pojechała pięć razy, to je straci.
***
A: ponoś twoja teściowa jest niebezpiecznie chora? — B: chora, ale niebezpieczną jest tylko wtedy, gdy zdrowa.
Żarty, żartami, ale w niektórych z nich odbijała się niedola ówczesnych Polaków. Większość z nich stanowili bowiem nie wykształceni mieszczanie, ale żyjący na granicy przetrwania chłopi. Nawet po zniesieniu pańszczyzny ich los był nie do pozazdroszczenia. W międzywojennej Polsce cierpieli nędzę, głodowali, chorowali i tracili dzieci z powodu braku dostępu do lekarzy. Oto kilka dowcipów, które z brutalną szczerością pokazują ich egzystencję:
Pan do chłopa: jak wielką macie familię? — A ten: mam dwa wieprzki, pięć kur, kozę, żonę i dwoje dziecek.
***
Pewien dziedzic zauważył, że jeden młody wieśniak bardzo jest do niego podobny. Raz go zapytał, czy jego matka często chodziła do dworu? — A on: matka nie, ale mój ojciec często tam chodził na robotę.
***
Dziecko poparzyło się wrzącą wodą i zmarło. Oglądacz w kartce pośmiertnej taką przyczyną śmierci zapisał: gorąca choroba wodna.
Ale żeby nie kończyć tak ponuro, na zwieńczenie tekstu jeden żart „archeologiczny”: „Dozorca w muzeum starożytności do obecnych: Ten kamień ma 70.003 lat. — Jeden z panów: skąd pan wiesz, że ma tyle? — Bo przed trzema laty pewien uczony orzekł, że ma 70.000 lat, a więc teraz 70.003 lat”.
Źródło:
Tekst powstał w oparciu o publikację „Księga dowcipu i humoru zawierająca przeszło 6.000 dowcipów, anegdot wierszem i prozą w XVII rozdziałach. T. 2 / zebrał S. S. [krypt.].”, 1932.