Dziś widok kobiety w mundurze nikogo nie dziwi, ale u progu II wojny światowej Polki musiały mocno się starać, by w ogóle pozwolono im „pomagać” wojsku.
Przyjęta 23 maja 1924 roku ustawa o powszechnym obowiązku służby wojskowej nie obejmowała kobiet. Ba, nie dawała im nawet prawa do wstąpienia do armii. Dopiero w 1927 roku powstał Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego, w ramach którego zaczął funkcjonować referat Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Jego wieloletnią kierowniczką była Maria Wittek. Rok później powstała Organizacja Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju.
Pod koniec lat 30. coraz wyraźniej zaczęto sobie zdawać sprawę z realnego zagrożenia wybuchem wojny. W dwóch ostatnich klasach szkół średnich zaczęto uczyć – również dziewczęta – przysposobienia do obrony kraju. Natomiast 9 kwietnia 1938 roku przyjęta została nowa ustawa o powszechnym obowiązku wojskowym, która nadała kobietom prawo do pełnienia pomocniczej służby wojskowej, obejmującej służbę obrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej, wartowniczej, łączności, technicznej, przeciwpożarowej, wojskowej służby zdrowia, transportowej, biurowej oraz innej, potrzebnej dla celów obrony państwa.
Udział kobiet w wojnie obronnej – nawet w tej okrojonej formie – okazał się jednak symboliczny. Z prostego powodu: dopiero w sierpniu 1939 roku generał Tadeusz Kasprzycki nakazał przygotowanie rozkazów o tworzeniu kobiecych batalionów pomocniczej służby wojskowej. Rozporządzenia zostały podpisane już w trakcie ewakuacji, w dniach 7–13 września. W rezultacie do formalnego sformowania takiego batalionu doszło tylko we Lwowie, gdzie jego członkinie zajmowały się m.in. przygotowywaniem koktajli Mołotowa. Nieformalnie jednak kobiety uczestniczyły w działaniach wojennych w wielu miejscach (np. w broniącej się Warszawie). Jak zauważa Maciej Żuczkowski: ukazanie pełnego zaangażowania kobiet w obronę Polski w 1939 r. wydaje się obecnie niemożliwe.
Spółdzielnia Pani Marii
Temat pomocniczej służby kobiet powrócił za czasów działalności Służby Zwycięstwu Polski. 12 października 1939 roku generał Michał Tokarzewski-Karaszewicz spotkał się z Marią Wittek i zadał jej pytanie o rolę kobiet w podziemiu. W odpowiedzi usłyszał: Mobilizowanie tych, które były do wojny przygotowane, i nadawanie wam do roboty oraz szkolenie kadr nowych. W konspiracji panie miały funkcjonować w oparciu o zasady przewidziane jeszcze w ustawie z 1938 roku. Dla potrzeb ich zorganizowania utworzono nawet specjalną komórkę o kryptonimie „Spółdzielnia”. Kierowała nią oczywiście „Pani Maria” Wittek, która uzyskała dzięki temu nowy pseudonim.
Działalność „Spółdzielni” była utrzymywana w tajemnicy. Szczegóły jej funkcjonowania poznały nieliczne osoby. Głównym celem organizacji była rekrutacja kobiet do służby w jednostkach SZP. Nie prowadzono scentralizowanego szkolenia „tylko dla kobiet” – zajmowały się tym jednostki, do których trafiały zgłaszające się ochotniczki.
Funkcjonująca w ramach SZP pomocnicza służba kobiet zakończyła jednak swoją działalność. Nie żeby została uznana za nieprzydatną. Po prostu decyzją Władysława Sikorskiego w miejsce SZP utworzono Związek Walki Zbrojnej na czele z pułkownikiem Stefanem „Grotem” Roweckim. Nowy szef niezwykle pozytywnie ocenił dotychczasowe osiągnięcia kobiet w konspiracji. Docenił ich rolę na tyle, iż stwierdził, że nazywanie ich służby w podziemiu niepodległościowym „pomocniczą” jest niesłuszne, ponieważ wypełniają one dokładnie takie same zadania jak mężczyźni. Zatwierdził to, zmieniając nazwę z „pomocniczej” na „wojskową służbę kobiet”. W meldunku dotyczącym nadawania stopni padło stwierdzenie: Proszę również o uwzględnienie kobiet, które pełnią identyczną służbę z nami. Tym samym polskie żołnierki wreszcie doczekały się równouprawnienia.
Odkarmić i przyodziać
Po zajęciu Polski przez III Rzeszę i ZSRR powstawały kolejne struktury wojskowe z udziałem kobiet. Taka służba mogła być szansą m.in. dla Polek uwolnionych z łagrów po tym, jak Polacy i Sowieci stali się „sojusznikami”. Pierwszą kobietą, która formalnie wyszła z propozycją utworzenia Pomocniczej Wojskowej Służby Kobiet była przedwojenna instruktorka Władysława Piechowska. Swój pomysł przedstawiła 25 sierpnia 1941 roku generałowi Władysławowi Andersowi.
Niestety ZSRR początkowo piętrzył trudności. Polacy musieli uciec się do fortelu prawnego: powołali się na ustawę z 1938 roku i znaleźli podobne przepisy w prawodawstwie radzieckim. Ostatecznie dowództwo Armii Czerwonej musiało wyrazić zgodę. Komendantką została oczywiście Piechowska, aczkolwiek pierwszy rozkaz organizacyjny Pomocniczej Służby Kobiet wydany przez Dowództwo Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR ukazał się dopiero 6 stycznia 1942 roku.
Powstawanie kobiecych formacji na wschodzie było jednak nie w smak sztabowi Naczelnego Wodza w Londynie. Bywało, że w dość niewybrednych słowach wyrażano się o nowych rekrutkach w oficjalnych dokumentach: element kobiecy, jaki znalazł się w wojsku, pod pewnymi względami wymagał dość gruntownej reedukacji (…) Odkarmić, przyodziać – oto jedno zdanie wobec przybyłych, drugie – jak najprędzej ideowo uaktywnić, z bierności umysłowej wydobyć, do służby w wojsku wychować. Leopold Okulicki zastrzegł zaś w notatce, że PSK nie ma być wojskiem w wojsku i niedopuszczalna jest dwutorowość dowodzenia. Ale zmian nie dało się już zatrzymać. Na pewnym etapie we wszystkich oddziałach Armii Polskiej w ZSRR funkcjonowały oddziały PSK.
Gdy armia Andersa opuściła Związek Radziecki, wraz z nią ruszyły kobiety. Na dzień 1 stycznia 1943 roku na terenie Iranu, Iraku czy Palestyny przy Armii Polskiej na Wschodzie znajdowało się 4110 członkiń PSK. Ich działalnością kierowała Bronisława Wysłouchowa.
Pestki, waafki i mewki
Tego typu struktury powstawały także na Zachodzie. Kluczowy był tutaj Tymczasowy ramowy rozkaz organizacyjny o Pomocniczej Wojskowej Służbie Kobiet wydany pod koniec 1942 roku, na mocy którego powołano Komendę Główną PSK w Londynie. Jej komendantką główną została córka Władysława Sikorskiego Zofia Leśniowska.
Zresztą struktur tych powołano znacznie więcej – w zależności od rodzajów sił zbrojnych. Z nimi i ich nazwami wiążą się interesujące „pseudonimy”, jakie nadawano kobiecym formacjom. Same członkinie PSK nazywane były powszechnie „pestkami”. Ale powstały również Women`s Auxiliary Air Force (WAAF) oraz Pomocnicza Morska Służba Kobiet, ustanowiona przy kierownictwie Marynarki Wojennej. Odpowiednio formacje te nazywane były „waafkami” oraz „mewkami”. Te pierwsze dodatkowo mogły się poszczycić umundurowaniem z naszywkami „POLAND”.
„Pestki” towarzyszyły m.in. 2 Korpusowi Polskiemu w naprawdę ciężkich starciach. 1524 ochotniczki uczestniczyły nawet w kampanii włoskiej, aczkolwiek zakazywano kierowania ich na pierwszą linię frontu. W życiu „pestek” we Włoszech nie brakowało też wątków osobistych. Jak podkreśla Dariusz Kaliński, ciężka praca w łagrach zahartowała te często 18–20-letnie dziewczyny, które dojrzałością i zaradnością niejednokrotnie przewyższały mężczyzn. Tak je wspominali sami żołnierze: Jak te baby sobie radziły! Jednej, małej, podbiły pod but klocek, żeby sięgała gazu i hamulca. Musiały wszystko naprawiać same, nie tylko silnik czy koła, ale pozrywane mostki.
Czytaj też: „Nocami, po 12 czy nawet 15 godzinach pracy, wzajemnie iskały sobie wszy”. Jak więźniarki z łagrów walczyły o zachowanie człowieczeństwa?
Zazdrosne twardzielki we Włoszech
Ale wspomniany autor ukazuje też ich bardziej ludzką stronę. Chociażby relacje na linii „pestki”–żołnierze: każda, wyskoczywszy sprężyście z kabiny, stanęła zgodnie z regulaminem koło maski swego wozu. Wszystkie zgrabne, w dopasowanych mundurach, wyglądały naprawdę ładnie. A że sława komandosów zdążyła się już szeroko rozejść wśród żołnierzy korpusu, więc i one zerkały ciekawie, aby zobaczyć tych polskich diabłów w zielonych beretach. Jednak nie dawały się „zjeść w kaszy”. Pewna „pani kapral” na propozycję podjechania trochę bliżej zgięła w oczywisty sposób rękę w łokciu i bez ogródek odpowiedziała: Takiego ch…, panie sierżancie! A kto mi potem mój wóz nawróci?
„Pestki” bywały też zazdrosne o względy, jakimi polskich żołnierzy obdarzały miejscowe dziewczyny. A Włoszki „przez skórę” czuły ich niezbyt zachęcający stosunek. Ale to przede wszystkim za bohaterską postawę zostały zapamiętane i uhonorowane. Dorobek medalowy ochotniczek z PSK pod koniec wojny prezentował się imponująco: 13 Krzyży Walecznych, 2 Złote Krzyże Zasługi, 74 Srebrne Krzyże Zasługi, 154 Brązowe Krzyże Zasługi i aż 950 Krzyży Monte Cassino. Pod koniec wojny ich wszystkich było około 6700. Czyli szacunkowo około 5% całego składu osobowego Polskich Sił Zbrojnych. I pomyśleć, że zaledwie dekadę wcześniej II RP odmawiała im prawa do jakiejkolwiek służby wojskowej…
Dziś widok kobiety w mundurze nikogo nie dziwi, ale u progu II wojny światowej Polki musiały mocno się starać, by w ogóle pozwolono im „pomagać” wojsku.
Przyjęta 23 maja 1924 roku ustawa o powszechnym obowiązku służby wojskowej nie obejmowała kobiet. Ba, nie dawała im nawet prawa do wstąpienia do armii. Dopiero w 1927 roku powstał Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego, w ramach którego zaczął funkcjonować referat Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Jego wieloletnią kierowniczką była Maria Wittek. Rok później powstała Organizacja Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju.
Pod koniec lat 30. coraz wyraźniej zaczęto sobie zdawać sprawę z realnego zagrożenia wybuchem wojny. W dwóch ostatnich klasach szkół średnich zaczęto uczyć – również dziewczęta – przysposobienia do obrony kraju. Natomiast 9 kwietnia 1938 roku przyjęta została nowa ustawa o powszechnym obowiązku wojskowym, która nadała kobietom prawo do pełnienia pomocniczej służby wojskowej, obejmującej służbę obrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej, wartowniczej, łączności, technicznej, przeciwpożarowej, wojskowej służby zdrowia, transportowej, biurowej oraz innej, potrzebnej dla celów obrony państwa.
Udział kobiet w wojnie obronnej – nawet w tej okrojonej formie – okazał się jednak symboliczny. Z prostego powodu: dopiero w sierpniu 1939 roku generał Tadeusz Kasprzycki nakazał przygotowanie rozkazów o tworzeniu kobiecych batalionów pomocniczej służby wojskowej. Rozporządzenia zostały podpisane już w trakcie ewakuacji, w dniach 7–13 września. W rezultacie do formalnego sformowania takiego batalionu doszło tylko we Lwowie, gdzie jego członkinie zajmowały się m.in. przygotowywaniem koktajli Mołotowa. Nieformalnie jednak kobiety uczestniczyły w działaniach wojennych w wielu miejscach (np. w broniącej się Warszawie). Jak zauważa Maciej Żuczkowski: ukazanie pełnego zaangażowania kobiet w obronę Polski w 1939 r. wydaje się obecnie niemożliwe.
Spółdzielnia Pani Marii
Temat pomocniczej służby kobiet powrócił za czasów działalności Służby Zwycięstwu Polski. 12 października 1939 roku generał Michał Tokarzewski-Karaszewicz spotkał się z Marią Wittek i zadał jej pytanie o rolę kobiet w podziemiu. W odpowiedzi usłyszał: Mobilizowanie tych, które były do wojny przygotowane, i nadawanie wam do roboty oraz szkolenie kadr nowych. W konspiracji panie miały funkcjonować w oparciu o zasady przewidziane jeszcze w ustawie z 1938 roku. Dla potrzeb ich zorganizowania utworzono nawet specjalną komórkę o kryptonimie „Spółdzielnia”. Kierowała nią oczywiście „Pani Maria” Wittek, która uzyskała dzięki temu nowy pseudonim.
Działalność „Spółdzielni” była utrzymywana w tajemnicy. Szczegóły jej funkcjonowania poznały nieliczne osoby. Głównym celem organizacji była rekrutacja kobiet do służby w jednostkach SZP. Nie prowadzono scentralizowanego szkolenia „tylko dla kobiet” – zajmowały się tym jednostki, do których trafiały zgłaszające się ochotniczki.
Funkcjonująca w ramach SZP pomocnicza służba kobiet zakończyła jednak swoją działalność. Nie żeby została uznana za nieprzydatną. Po prostu decyzją Władysława Sikorskiego w miejsce SZP utworzono Związek Walki Zbrojnej na czele z pułkownikiem Stefanem „Grotem” Roweckim. Nowy szef niezwykle pozytywnie ocenił dotychczasowe osiągnięcia kobiet w konspiracji. Docenił ich rolę na tyle, iż stwierdził, że nazywanie ich służby w podziemiu niepodległościowym „pomocniczą” jest niesłuszne, ponieważ wypełniają one dokładnie takie same zadania jak mężczyźni. Zatwierdził to, zmieniając nazwę z „pomocniczej” na „wojskową służbę kobiet”. W meldunku dotyczącym nadawania stopni padło stwierdzenie: Proszę również o uwzględnienie kobiet, które pełnią identyczną służbę z nami. Tym samym polskie żołnierki wreszcie doczekały się równouprawnienia.
Odkarmić i przyodziać
Po zajęciu Polski przez III Rzeszę i ZSRR powstawały kolejne struktury wojskowe z udziałem kobiet. Taka służba mogła być szansą m.in. dla Polek uwolnionych z łagrów po tym, jak Polacy i Sowieci stali się „sojusznikami”. Pierwszą kobietą, która formalnie wyszła z propozycją utworzenia Pomocniczej Wojskowej Służby Kobiet była przedwojenna instruktorka Władysława Piechowska. Swój pomysł przedstawiła 25 sierpnia 1941 roku generałowi Władysławowi Andersowi.
Niestety ZSRR początkowo piętrzył trudności. Polacy musieli uciec się do fortelu prawnego: powołali się na ustawę z 1938 roku i znaleźli podobne przepisy w prawodawstwie radzieckim. Ostatecznie dowództwo Armii Czerwonej musiało wyrazić zgodę. Komendantką została oczywiście Piechowska, aczkolwiek pierwszy rozkaz organizacyjny Pomocniczej Służby Kobiet wydany przez Dowództwo Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR ukazał się dopiero 6 stycznia 1942 roku.
Powstawanie kobiecych formacji na wschodzie było jednak nie w smak sztabowi Naczelnego Wodza w Londynie. Bywało, że w dość niewybrednych słowach wyrażano się o nowych rekrutkach w oficjalnych dokumentach: element kobiecy, jaki znalazł się w wojsku, pod pewnymi względami wymagał dość gruntownej reedukacji (…) Odkarmić, przyodziać – oto jedno zdanie wobec przybyłych, drugie – jak najprędzej ideowo uaktywnić, z bierności umysłowej wydobyć, do służby w wojsku wychować. Leopold Okulicki zastrzegł zaś w notatce, że PSK nie ma być wojskiem w wojsku i niedopuszczalna jest dwutorowość dowodzenia. Ale zmian nie dało się już zatrzymać. Na pewnym etapie we wszystkich oddziałach Armii Polskiej w ZSRR funkcjonowały oddziały PSK.
Gdy armia Andersa opuściła Związek Radziecki, wraz z nią ruszyły kobiety. Na dzień 1 stycznia 1943 roku na terenie Iranu, Iraku czy Palestyny przy Armii Polskiej na Wschodzie znajdowało się 4110 członkiń PSK. Ich działalnością kierowała Bronisława Wysłouchowa.
Pestki, waafki i mewki
Tego typu struktury powstawały także na Zachodzie. Kluczowy był tutaj Tymczasowy ramowy rozkaz organizacyjny o Pomocniczej Wojskowej Służbie Kobiet wydany pod koniec 1942 roku, na mocy którego powołano Komendę Główną PSK w Londynie. Jej komendantką główną została córka Władysława Sikorskiego Zofia Leśniowska.
Zresztą struktur tych powołano znacznie więcej – w zależności od rodzajów sił zbrojnych. Z nimi i ich nazwami wiążą się interesujące „pseudonimy”, jakie nadawano kobiecym formacjom. Same członkinie PSK nazywane były powszechnie „pestkami”. Ale powstały również Women`s Auxiliary Air Force (WAAF) oraz Pomocnicza Morska Służba Kobiet, ustanowiona przy kierownictwie Marynarki Wojennej. Odpowiednio formacje te nazywane były „waafkami” oraz „mewkami”. Te pierwsze dodatkowo mogły się poszczycić umundurowaniem z naszywkami „POLAND”.
„Pestki” towarzyszyły m.in. 2 Korpusowi Polskiemu w naprawdę ciężkich starciach. 1524 ochotniczki uczestniczyły nawet w kampanii włoskiej, aczkolwiek zakazywano kierowania ich na pierwszą linię frontu. W życiu „pestek” we Włoszech nie brakowało też wątków osobistych. Jak podkreśla Dariusz Kaliński, ciężka praca w łagrach zahartowała te często 18–20-letnie dziewczyny, które dojrzałością i zaradnością niejednokrotnie przewyższały mężczyzn. Tak je wspominali sami żołnierze: Jak te baby sobie radziły! Jednej, małej, podbiły pod but klocek, żeby sięgała gazu i hamulca. Musiały wszystko naprawiać same, nie tylko silnik czy koła, ale pozrywane mostki.
Czytaj też: „Nocami, po 12 czy nawet 15 godzinach pracy, wzajemnie iskały sobie wszy”. Jak więźniarki z łagrów walczyły o zachowanie człowieczeństwa?
Zazdrosne twardzielki we Włoszech
Ale wspomniany autor ukazuje też ich bardziej ludzką stronę. Chociażby relacje na linii „pestki”–żołnierze: każda, wyskoczywszy sprężyście z kabiny, stanęła zgodnie z regulaminem koło maski swego wozu. Wszystkie zgrabne, w dopasowanych mundurach, wyglądały naprawdę ładnie. A że sława komandosów zdążyła się już szeroko rozejść wśród żołnierzy korpusu, więc i one zerkały ciekawie, aby zobaczyć tych polskich diabłów w zielonych beretach. Jednak nie dawały się „zjeść w kaszy”. Pewna „pani kapral” na propozycję podjechania trochę bliżej zgięła w oczywisty sposób rękę w łokciu i bez ogródek odpowiedziała: Takiego ch…, panie sierżancie! A kto mi potem mój wóz nawróci?
„Pestki” bywały też zazdrosne o względy, jakimi polskich żołnierzy obdarzały miejscowe dziewczyny. A Włoszki „przez skórę” czuły ich niezbyt zachęcający stosunek. Ale to przede wszystkim za bohaterską postawę zostały zapamiętane i uhonorowane. Dorobek medalowy ochotniczek z PSK pod koniec wojny prezentował się imponująco: 13 Krzyży Walecznych, 2 Złote Krzyże Zasługi, 74 Srebrne Krzyże Zasługi, 154 Brązowe Krzyże Zasługi i aż 950 Krzyży Monte Cassino. Pod koniec wojny ich wszystkich było około 6700. Czyli szacunkowo około 5% całego składu osobowego Polskich Sił Zbrojnych. I pomyśleć, że zaledwie dekadę wcześniej II RP odmawiała im prawa do jakiejkolwiek służby wojskowej…